wtorek, 18 lutego 2014

Przysięga rozdział 4

Rozdział 4: Ból nienawiści

   Smród spoconych ciał, drażniący wrażliwy nos wpychał się do nozdrzy. Ledwo wytrzymywałam stanie w zatłoczonym autobusie pełnym ludzi. Wszyscy patrzyli na mnie jakby na usta cisnęło im się pytanie "A ty nie w szkole?". Paliłam się ze wstydu. Znowu zrobiłam to, za co najbardziej się potępiałam. Moja silna wola nie była aż tak wytrzymała...
   Bezmyślnie patrząc się przez brudne, pełne smug okno, wyczekiwałam momentu, kiedy głos wydobywający się z głośników wypowie magiczne słowa "Stacja Hollywood Boulevard".
   Wreszcie z małych skrzyneczek wydobyło się wyczekiwane przeze mnie zdanie. Wyszłam łapiąc czyste powietrze. Przeszłam parę metrów i poszłam za biały budynek, restaurację "Carolinese"*. Był tam ślepy zaułek.
   Stały tam kontenery, kosze na śmieci, parę zdechłych szczurów i wychudzonych kotów. Brudne ściany prosiły się o natychmiastowe odnowienie. Jakby błagały o pomoc. Zawsze przechodziłam tamtędy z obrzydzeniem, ale to była jedyna droga do Welis. Podeszłam do ściany i w niepozornym wgłębieniu, wyglądającym na pęknięcie umieściłam medalion, uprzednio upewniwszy się, że nikt nie widzi tej operacji.
   W mgnieniu oka pojawiło się szare przejście. Szara dziura wypełniona niezliczoną ilością świateł w odcieni szarości. Kręciła się jakby ktoś mieszał mleko tworząc wir.
   Powoli wsadziłam do niej moją dłoń - weszła bez oporów. Potem druga, prawa noga, lewa i już nie było mnie w Hollywood. Dziura zamknęła się za mną z charakterystycznym kliknięciem, a do tego cichym dzwonieniem dzwoneczków.
   Wokół mnie panowała ciemność, trwało przeszukiwanie mnie czy aby na pewno nie chcę zniszczyć czegoś w Welis. Ochrona była niezwykle rozwinięta.
   Pomieszczenie, w którym się znajdowałam rozjaśniło się tysiącem jasnych światełek. Zamknęłam oczy. Światło oślepiało mnie niemiłosiernie. Miałam wrażenie jakbym się lekko unosiła, a jasna poświata powoli znikała.
   Stanęłam. Byłam na miejscu. Od razu do mojej głowy wpadły wspomnienia. Gdy pierwszy raz się tu pojawiłam byłam jak zagubione młode szczenię, które kompletnie nie wie co tu robi.
   Otworzyłam oczy. Przede mną roztaczała się urocza ścieżka prowadząca na szczyt góry, na której mieścił się Pałac, a obok niego były mieszkania innych Nadprzyrodzonych. Niektórzy mieszkali właśnie tu, a inni, tacy jak ja, mieszkali w świecie ludzie.
   Obok dróżki rozpościerały się rośliny o różnych właściwościach. Jedne potrafiły otruć, drugie sprawiały bezkresne szczęście. Magiczne diamenty i brylanty leżały na ziemi jako plon wysokich i majestatycznych drzew, które były pokryte jasnym, zielonkawym puchem zamiast liści. Biła od nich nieokreślona aura, dzięki niej czułam się jak w domu, ale to sprawiało również nieopisaną tajemniczość.
   Ruszyłam dróżką prosto przed siebie. Nikogo nie było wokoło co było tutaj rzadkim widokiem. Zawsze ktoś się tutaj kręcił, sadził nowe wspaniałe rośliny. Dzieci biegały, szalały, bawiły się na gładkich łąkach Welis. A teraz? Nicość, pustka, byłam tam sama.
   Niepewna skierowałam swe kroki w stronę Pałacu. Niesamowita cisza przeszywała mnie na wskroś. Słyszałam swoje kroki jakby dzwon bił, a serce trzepotało jak skrzydła lecącego tuż obok ptaka. Lekko przestraszona zaistniałą sytuacją ruszyłam jeszcze szybciej by znaleźć się wśród swoich.
   W mgnieniu oka znalazłam się przed ogromnym wejściem do Pałacu. Wyglądał jak wyjęty z bajki, majestatyczny, okazały i ogromny. Był zdobiony różnymi klejnotami. Jego kolorystyka była jasna i przyjemna dla oka.
   Wrota jakby mnie rozpoznały i automatycznie rozwarły się przede mną. Już z deka uspokojona wkroczyłam do środka. Cisza.
   Nie oglądając się za siebie pomknęłam na schody. Wdrapałam się na samą górę. Dalej nikogo nie było. Szłam powoli skradając się. Przeraziłam się. Nie było nawet strażników, którzy zawsze pieczołowicie wykonywali rozkazy i chronili dostępu do najskrytszych tajemnic Welis. Doszłam do końca korytarza gdzie mieści się gabinet, miejsce, w którym Corelin urządza spotkania i ustanawia najważniejsze reformy i prawa. Podeszłam do nich. Automatycznie zauważyłam białą kopertę przyczepioną do drzwi. Zdziwiona sięgnęłam po nią, otworzyłam i wzięłam lekko pognieciony zwitek papieru. Widniała na niej dosyć dziwna wiadomość:
"Witaj Ano,
Domyślam się iż czytając ten list jesteś zszokowana i przerażona. Otóż władca Sarri wysłał paru szpiegów do Welis. Wykradli bardzo ważne informacje. Wszystkiego dokonali tej nocy. Jednakże nie wszystko zostało przechwycone, więc resztki naszych tajemnic schowałem Tam Gdzie Nikt Nie Zobaczy. Niestety nie wiem co wiedzą, a czego nie. Z tego powodu wszystkich mieszkających w Welis Nadprzyrodzonych również ewakuowałem TGNNZ (Tam Gdzie Nikt Nie Zobaczy) w trosce oto by pozostali jeszcze w naszym świecie Sarrinowie nie wyciągnęli od nich cennych informacji. Nie mogą się dowiedzieć o tajemnej wiedzy, mocach i tym podobnych. Proszę Cię więc o szybkie opuszczenie Welis. Na Ziemi pewien agent mający ze mną kontakt będzie przekazywał Tobie treści powierzonych Ci misji, a także będzie pomagał w ich wykonaniu. Uciekaj czym prędzej stąd jeśli życie Ci miłe!
C."
  Ten list wzbudził we mnie mieszane uczucia. Miałam się spotkać z Corelinem by wszystko uzgodnić, a tu taka niespodzianka. Wykonałam parę kroków do tyłu i skierowałam się na schody. Zbiegłam po nich. Nagle przeraźliwy stukot przeszył dotychczasową ciszę. A potem parę centymetrów przed moją głową przeleciała złowroga, mordercza strzała. Odskoczyłam z przerażeniem. Bałam się. Nogi trzęsły mi się, a w głowie wirowały przeróżne myśli, układały mi się w różne czarne historie. Zginę, nie zginę.
   Sparaliżowana tkwiłam w tym samym miejscu przez parę chwil myśląc co dalej zrobić. Co jeżeli będzie tam więcej pułapek? Skąd to się wzięło? Kto strzelił? Po co?
   W sali rozbrzmiały ciężkie kroki jakiejś postaci. Powoli obróciłam się na pięcie by ujrzeć jego. Te same oczy, te same włosy, postura ta sama, styl ubrania identyczny. Tak, to ten chłopak.
- Witaj, znów się widzimy - zaczął zawadiacko poprawiając grzywkę.
- Tylko widzimy - odparłam opryskliwie maskując strach.
- Co ty tutaj robisz? - zapytał.
- A co ty tu robisz?
- Zapytałem pierwszy.
- Przyszłam do... do kogoś, nieważne. A ty?
- Tajemnicza... - uśmiechnął się.
- Nie odpowiedziałeś na pytanie.
- Nieważne co tu robię, a tak w ogóle jestem Patrick Casleen.
- Ważne, mów, pierwszy raz cię tu widzę.
- Nie powiesz mi kim ty jesteś?
- Oh, nie zasługujesz na tą wiadomość.
- Szacunku proszę. Ana? Ana Ducane?
- Może tak, może nie.
   Myślałam, że to jeden z tych agentów, przecież wszyscy inni zostali stąd ewakuowani.
- Czekam na odpowiedź.
   Doskoczył do mnie i niesamowicie szybko i zwinnie przyłożył mi niewielki nożyk do gardła.
- Mów!
- Bo co? Bo zabijesz mnie i stracisz cenne informacje? Jesteś lekkomyślny.
   Grałam na zwłokę. Tymczasem musiałam coś wymyślić by nie umrzeć, ale i nie skończyć u Sarrinów.
- W sumie to racja, ale wiedz, że jestem w stanie cię zabić, Nadprzyrodzeni z Sarri mają różne moce - uśmiechnął się uwodzicielsko.
  Wtedy zasadziłam mu kopniaka prosto w kolano. Lekko się zachwiał, ale mocniej mnie złapał w pasie i wyjął coś na rodzaj strzykawki z kieszeni.
   Modliłam się w myślach by nie stało się to o czym myślałam.
- Ale masz rację, nie chciałbym wyciągać informacji z mózgu umarlaka - roześmiał się.
- Ale też nie musisz tego robić.
   Zręcznie uniósł dłoń i wbił mi ostrą igłę prosto w rękę. Szybko odkręciłam głowę i spojrzałam na niego błagalnie. Wzruszył tylko bezradnie ramionami.
  Potem przed oczami ukazały mi się mroczki. Ciemność, pustka. Nie wiem co się potem wydarzyło.

* Restauracja została zmyślona przez autorkę, Aleja Gwiazd jest prawdziwa, ale budynki opisywane przeze mnie są wymyślone i nie ma ich w rzeczywistości.

______________________
Witajcie!
Wena jakby powróciła kochani, więc oto wyczekiwana część. Mam nadzieję, że nie jest aż taka zła.
A jak tam u was? Już po feriach czy dopiero zaczynacie? Mi się właśnie zaczęły. c:
Całuski
Ana

poniedziałek, 3 lutego 2014

Nothing compares to U

Hey,
od paru dni próbuję cokolwiek stworzyć i po prostu nie mam do tego serca. Nie wiem jak dalej pisać... Dochodzi do tego wiele szkolnych obowiązków, które okropnie mnie przytłaczają. Wena się skończyła i nie potrafię napisać. Jak już pojawią się nowe wersy od razu je kasuje, bo mi nie pasują...
Chyba muszę zawiesić bloga na jakiś czas. Wybaczcie, może nie jestem gotowa pisać? Sama nie lubię jak ktoś zawiesza opowiadania, więc domyślam się co teraz czujecie, oczywiście jeżeli mój potworek się wam spodobał...
Na ten czas poczytajcie blogi innych. Naprawdę warto, wasze także są niesamowite i pisane z ogromną pieczołowitością. Niektórzy posiadają wielką wrażliwość i talent (mówię to także o was, moi kochani c:).
Myślę, że to wszystko co chcę Wam powiedzieć.
Ana

Obserwatorzy